Strasznie zabawne są te wytarte slogany, typu "praca za 5zl/h", "zakupy na zeszyt" i "ucieczka za granicę za pracą". Nie za często odświeżacie przekaz, nie? 25 Oct 2022 09:56:59 Jak przeżyć za 1500 zł miesięcznie – opłaty, transport oraz media. Duża część Twoich zarobków zostanie przeznaczona na opłaty (tzn. czynsz, prąd, gaz). Zakładając, że wynajmujesz u kogoś pokój, możemy przyjąć, że płacisz za niego około 600 zł. Jak przeżyć za 10 zł dziennie? Chcesz poznać jadłospis? Wydawać by się mogło, że przeżycie jednego dnia za kwotę 10 zł jest niemożliwe. Wielu ludzi jednak musi się za takie pieniądze codziennie wyżywić. Jak to robią? Przeczytaj koniecznie nasz artykuł. Podcast z audycji Maciej Zakrocki przedstawia. Maciej Zakrocki. Gośćmi audycji byli: Arkadiusz Karwacki, Joanna Sadzik. Dostępna transkrypcja. Temat: Jak przeżyć za 692 zł miesięcznie? O biedzie Polaków Sprzedam 6 zeszytów w trzy linie 32 kartkowe za 5zl spotterka. piątek, 3 listopada, 2023. Miasto Ozorków. Gmina Ozorków. Gmina Parzęczew. Sport. Wydarzenia ⚠Do Mikołajek zostało dwa tygodnie To idealny moment, aby zacząć tworzyć mikołajkowe niespodzianki dla naszych bliskich Zachęcamy do stworzenia . @dziabonq: pewnie, że się naciąłem i to myślę, że nie jeden raz. Nie wszystko jest dobrze opisane, jest burdel i brakuje cen. Ja mam jednak pewien zakres produktów, które kupuje i mniej więcej wiem czy dobrze na tym wychodzę czy nie. Mam też listę bo jak wchodzę do sklepu to nie wiem co kupić, a nie ma sensu brać co popadnie. Nie robię zakupów w jednym sklepie i jestem w stanie porównać co i gdzie jest taniej lub jest lepsze jakościowo. Jeżeli jest jakiś problem to da się to załatwić z obsługą w przeciwieństwie do np. żabki gdzie ostatnio sprzedawczyni patrzyła na mnie jakbym jej kota zabił bo nie biorę jakiejś małej pizzy (chodzi o pieczywo, nie o mrożonki) za 7 zł, na półce bezcennej bo cena do przekąski dotyczyła innego produktu, którego nie było. Szacunek do klientów jakby za karę tam pracowała. Każdy sklep ma to do siebie, że podstawowe produkty są tanie by przyciągnąć klienta, ale zarabia się na dodatkach jakie klient sobie życzy. Kwiaty, alkohole i tym podobne. Tesco też ma swoje debilizmy. Jakiś czas temu wchodzę do sklepu, zrobiłem zakupy, a tu jedna kasa czynna. Wszystkich kierują do kas samoobsługowych, jedna linia kas w porządku druga zamontowana odwrotnie, nie zauważyłem, baba co tego pilnuje do mnie z pretensjami. Co za ludzie, do tego rysunki bułek niepodobne. Trzeba do tego na spokojnie podejść, a zakupy nie będą straszne i olać gównosklepy Kategoria: Kuchnia Porady Tagi: jak przeżyć za 5 zł dziennietania dieta Data publikacji: 2015-09-23 / Aktualizacja artykułu: 2016-10-03 Strona Główna > Porady > Jak przeżyć za 5 zł dziennie i jeść pełnowartościowe posiłki? Naprawdę można! Czy da się przeżyć za 5 zł dziennie? Chłopaki z „5 sposobów na…” pokazują, że tak. Do tego nie będziemy jeść byle czego, a odpowiednio zbilansowane kalorycznie posiłki, które dostarczą nam energii oraz siły :) Zobaczcie dietę na tydzień za 5 zł dziennie. Źródło zdjęcia: Zachęcający tytuł, prawda? Nie wątpię, że chciałbyś poznać tajniki prosto z kuchni mojej rodziny, żebyś sam mógł przygotować smaczne i pełnowartościowe posiłki, które kosztują 5 zł za porcję. Niestety… już na samym początku muszę Ci się przyznać, że użyłem niewielkiego podstępu, żeby Cię tu zwabić, bo tak naprawdę nie mam pojęcia… jak można być tak rozrzutnym! Jeśli marzysz o zejściu do pułapu 5 zł, przyjmij wyrazy rozczarowania Twoją postawą, zapnij mocno pasy i przygotuj się na jeszcze większe nurkowanie! Po tym wstępie z przytupem należy Ci się kilka faktów. Zapewne pamiętasz, że w roku 2013 moje comiesięczne wydatki były niezwykle niskie, i to mimo kilku znaczących zmian w naszym życiu. Ponieważ jedzenie jest u nas kategorią, na której z jednej strony nie oszczędzamy przesadnie, a z drugiej – niemal podświadomie pilnujemy na tyle mocno, żeby te wydatki nas nie bolały. W związku z tym nie wpisujemy osobno rachunków za żywność do arkusza z naszym budżetem domowym, a te wydatki – łącznie z chemią czy kilkoma pomniejszymi kategoriami trafiają do jednego wora zwanego “zakupy”. Koszt tej kategorii to w zeszłym roku zł, czyli 1062,50 zł miesięcznie. Z tego mniej więcej 700-800 zł idzie na żywność (łącznie z napojami). O tym, jak nasza 2,5-osobowa rodzina (Maja ma 9 miesięcy i schabowego – ani nawet jego połówki – jeszcze nie zje :)) żywi się za tak niewielkie fundusze, prawdopodobnie kiedyś napiszę nieco dokładniej. Dzisiaj natomiast skupię się na posiłku, który w większości wypadków jest nie tylko największy, ale przede wszystkim: najdroższy. Obiad – bo o nim mowa, może stanowić dość znaczący składnik comiesięcznych rachunków żywieniowych – zwłaszcza, jeśli często żywimy się poza domem. To efekt zapracowania, a także zachłyśnięcia się spożywaniem lunchów, brunchów czy innych wersji niemodnego przecież obiadu. Ja jednak trzymam się klasyki gatunku, a dzisiaj postaram się dodatkowo pokazać, że warto postawić na posiłki domowe, które mogą być zaskakująco tanie. A przy tym ciekawe, bo przecież dobre jedzenie to ważna składowa poczucia satysfakcji z tego, jak żyjesz! Nie przedłużając: jak przygotować obiad, żeby nie tylko nie kosztował zbyt wiele, ale do tego był smaczny i stanowił pełnowartościowy posiłek? Zupy rządzą, a dobra ogórkowa nie jest zła 🙂 Kojarzysz w ulubionym sklepie półkę z przecenionymi artykułami z kończącym się terminem ważności? To miło, chociaż nawet do niej nie zajrzymy 🙂 Powiem więcej – postaramy się zaglądać do sklepu tylko wtedy, kiedy to naprawdę konieczne. Nie załamuj się – nie zamierzam Cię przekonywać do bazowania na własnych, wyhodowanych w ogródku produktach (chociaż jeśli masz odpowiednie warunki – choćby balkon – czemu nie?). Skoro nieco się rozgrzaliśmy tą zabawą w kotka i myszkę, przejdę do konkretów. A są one tak proste, że zbędna będzie nawet kartka i ołówek – na pewno zapamiętasz je od razu: – pierwsza, absolutnie święta i bez wątpliwości najważniejsza zasada: kupuj produkty sezonowe. Tutaj znajdziesz naprawdę świetnie opracowany kalendarz sezonowości (uwaga – plik jest duży – waży ponad 25 Mb), który chyba niedługo zawiśnie na drzwiach naszej lodówki (na co wpadłem właśnie w tej chwili :)). Niemal cały rok możesz jeść jak król, a twierdzenie, że zimą dostępne są tylko drogie, importowane produkty to chyba wymysł importerów. Nie po to wynaleziono 101 sposobów na ziemniaka, żeby teraz wybrzydzać i konsumować bataty (które powinny być nazywane “wilcem ziemniaczanym”, chociaż eleganckim dżentelmenom konsumującym wystawny brunch przez usta by to nie przeszło…) – kupuj produkty jak najmniej przetworzone. Kolejna “oczywista oczywistość”, o której niestety często zapominamy w związku z ciągłym pośpiechem i brakiem czasu. Problemy z produktami wysoko przetworzonymi są dwa. Po pierwsze, przepłacasz – czasami narzut jest tak ogromny, że podobnych poziomów procentowych nie powstydziliby się najwięksi sprzedawcy elektronicznych gadżetów. Po drugie: chyba nie wierzysz w naturalność i zawartość odpowiednich składników mineralnych w kupowanym produkcie? Nie dość, że nieprzyzwyczajony do “chemii” żołądek średniowiecznego chłopa przewróciłby się na drugą stronę po kontakcie z “klopsikami babuni” z pobliskiego spożywczaka, to jeszcze sposób ich przygotowywania najczęściej wyjaławia poszczególne składniki. W efekcie otrzymujemy nafaszerowaną zupełnie niepotrzebnymi substancjami papkę, która ma chyba tylko jedną zaletę: oszczędza nasz czas. Stali czytelnicy bloga wiedzą, że tego typu oszczędność nie leży w mojej naturze – wolę tzw. slow food we własnym wykonaniu (czy chleb i powidła śliwkowe to nie połączenie idealne? :)). Aż się boję, co to za pyszności. Pewnie jakiś “domowy obiadek” 🙂 – wybieraj warzywa zamiast mięsa. Ta niezwykle prosta zasada może wyjść Ci tylko na dobre i jednocześnie ulżyć nieco Twojemu portfelowi. Spora część naszych obiadów to kilka rodzajów warzyw, które kosztują nieporównywalnie mniej niż mięso. Oczywiście należy mieć nieco doświadczenia nabytego podczas regularnych zakupów i omijać szerokim łukiem chociażby paprykę, kiedy kosztuje ona 25 zł za kilogram. Praktycznie o każdej porze roku znajdziesz wartościowe warzywa, za których ilość wystarczająca na 4 porcje zapłacisz kilka złotych. Mięso? Staramy się jeść niewielkie ilości, najlepiej nie więcej niż 2-3 razy w tygodniu. Nie planujemy zupełnie rezygnować z tego źródła pożywienia (próbowaliśmy, nie byliśmy przekonani), ale ograniczenie jego spożycia wychodzi nam na dobre. Dzięki rozsądnym wagowo porcjom i rzadszym wizytom w mięsnym pozwalamy sobie na kupowanie dobrego jakościowo mięsa u rzeźnika, zamiast maczanego raz po raz w przedłużających żywotność roztworach mięsa z hipermarketu… – nie marnuj żywności (kolejny banał? Statystyki pokazują, że niekoniecznie). Kupuj ilości odpowiednie dla Twojej rodziny i pamiętaj, że lepiej się nie do końca najeść niż zjeść za dużo. Zużywaj to, co zostało Ci z poprzednich zakupów i nie zapominaj o tym, co zostało w lodówce po przyrządzeniu posiłku – tygodniowe “znaleziska” przeważnie nie będą się już nadawały do spożycia 🙂 – planuj. Nie zaczynaj myśleć o obiedzie stojąc przed sklepową półką. Zaplanuj go chociaż dzień wcześniej, przed zakupami sprawdź zawartość lodówki i postaraj się do niej dopasować potrawę (kłania się punkt “nie marnuj żywności”). Unikaj kupowania impulsywnego – to zasada sprawdzająca się nie tylko w przypadku zakupów spożywczych 🙂 Planowanie oznacza również mądre zakupy, wybiegając nieco w przyszłość. Konieczność użycia śmietany nie oznacza zejście do sklepu na rogu po malutką śmietanę za 2 zł. Zamiast tego, pół-litrowa, świeża przez tydzień od otwarcia śmietana kupiona w markecie za 2,60 zł wystarczy do zrobienia co najmniej dwóch różnych obiadów, a najprawdopodobniej jeszcze sporo zostanie do zużycia poza tymi posiłkami. – improwizuj. Nie zliczę sytuacji, kiedy moja lepsza połówka wyczarowała coś pysznego z lodówki, w której “nic nie było”. Równie wiele razy zastępowaliśmy produkty z przepisu innymi, bardziej dostępnymi. Przykład? Od pewnego czasu nie używany oliwy z oliwek, a zamiast tego w ruch idzie nasz polski olej rzepakowy. Możesz uznać to za profanację, ale ciasto na pizzę z dodatkiem oleju zamiast oliwy smakuje równie dobrze! To właśnie tak zwane “coś z niczego”. – gotuj więcej. Standardowy scenariusz w naszym domu: obiad dla 2 osób na 2 dni. Skutek: więcej czasu i mniej sprawunków na głowie. Codzienne gotowanie to według nas robienie pod górkę sobie samemu. Zapewniam, że na drugi dzień odpowiednio przechowywane potrawy nie tylko się nie zepsują, ale czasami – na skutek “przegryzienia się” – są jeszcze smaczniejsze! Jeśli jednak Twoje kubki smakowe reagują alergicznie na tego typu powtarzanie smaków, mam dla Ciebie nowinę: jedzenie można mrozić. Z niewielkimi wyjątkami zamrozisz niemal wszystko, co przygotujesz. A od mrożenia posiłków już tylko krok od tego, na czym Ci zależy: codziennie inny obiad! Sam nie mam absolutnie nic przeciwko zjedzeniu tego samego na drugi dzień (pod warunkiem, że było smaczne :)) i nie wydaje mi się to niczym niezwykłym. – ogranicz się do jednego dania. Kolejny czysto racjonalizatorski pomysł, mający przede wszystkim ograniczyć czas spędzany w kuchni. Dwudaniowe obiady jadamy jedynie podczas wyjątkowych okazji i nie widzę żadnego powodu, żeby ten stan rzeczy zmienić. – zaprawiaj. Samodzielnie wykonane weki to doskonały pomysł na przedłużenie sezonu na wybrane produkty – sami nadal cieszymy się z efektów naszej pracy podczas święta śliwki. Co więcej, produkty kupowane w szczycie sezonu są znacznie tańsze niż importowany chłam, który widzisz na pięknie wyeksponowanych półkach w lokalnych delikatesach… – skoro piszę o zaprawianiu, to nie mogę nie wspomnieć o mrożeniu! Owoce i warzywa kupione w okresie, kiedy są najtańsze, to doskonały pretekst do tego, żeby kupić nieco więcej i cieszyć się pełnowartościowym, kupionym okazyjnie produktem nawet kilka miesięcy później. – jedz zupy. Przyznam, że to nie moja bajka i mimo silnych argumentów nie mogę się przekonać do wielu zup, po których jestem najzwyczajniej na świecie głodny. I nawet te wszystkie witaminy i minerały pozostawione przez wrzucone do zupy warzywa nie ratują sytuacji. Jeśli jednak sam jesteś fanem zup, to zapewne wiesz, że to jedna z najtańszych opcji jeśli chodzi o główny posiłek w ciągu dnia. – nie staraj się być “modny”. Nawet, jeśli w ulubionym programie kulinarnym zachwycali się karczochami czy ostrygami, a koleżanka z pracy wręcz nie mogła się nachwalić swoimi owocami morza, nie znaczy to, że Ty również musisz papugować. A poza tym… czasami lepiej myśleć pozytywnie o nieznanej potrawie, niż zawieźć się jej smakiem i odkryć sztuczność telewizyjnych achów i ochów… Czy te wszystkie zasady są łatwe do codziennego stosowania? Do tej pory myślałem, że owszem, ale patrząc na powyższą listę zdałem sobie sprawę, że opanowanie całości może zająć trochę czasu i wymagać nieco determinacji. Jest to jednak osiągalne dla każdego, kto nie spędza całych dni w pracy, a z czasem przytoczone reguły po prostu wchodzą w krew i przestają stanowić większe wyzwanie. Niestety – kilka odstępstw i dróg na skróty, a nadal nie będziesz w stanie zaakceptować tezy postawionej w tytule wpisu. Jeśli nadal “obiad za piątaka” to dla Ciebie abstrakcja, mam coś, co może Cię przekonać… Chcesz zobaczyć, jak te podstawowe zasady działają w praktyce, i to w okresie zimowym? Może nie będzie aż tak kolorowo jak w szczycie sezony, ale skoro obiecałem obiady poniżej 5 zł, muszę dotrzymać obietnicy. W związku z tym zdradzę kolejny, niezwykle ważny fragment mojego życia, który dotąd trzymałem w ścisłej tajemnicy: podzielę się z Tobą tym, co jadłem na obiady w ciągu ostatnich 2 tygodniach. Dzień 1-2: placek lotaryński z brokułem. Jedyne w zestawieniu zdjęcie poglądowe. Nasz wygląda niemal identycznie 🙂 Ciasto: masło 125 gr2,50 zł mąka 175 gr0,30 zł ser 25 gr0,50 zł woda 3 łyżki0 zł 🙂 tymianek 2 łyżki0,30 Farsz: brokuł 1 szt3,00 zł kukurydza 1 puszka2,50 zł Masa: jaja 2 szt1,20 zł śmietana 18% 250 gr1,30 zł jogurt naturalny 250 gr1,00 zł sól, pieprz0,10 zł SUMA12,70 zł Dzień 3-4: zapiekanka wiejska. makaron 500 gr2,50 zł pieczarki 500 gr4,00 zł papryka 300 gr2,00 zł groszek 1 puszka2,00 zł cebula czerwona 200 gr0,70 zł kiełbasa żywiecka 200 gr4,00 zł ser zółty 200 gr4,00 zł przyprawy1,00 zł SUMA20,20 zł Dzień 5-6: Kapuśniak. kapusta kiszona 0,5 kg3,00 zł kiełbasa 200 gr5,00 zł cebula 1 szt0,50 zł ziemniaki 0,5 kg0,60 zł przyprawy0,30 zł SUMA9,40 zł Dzień 7-8: Nuggetsy Pierś z kurczaka 500 gr8,00 zł jajko 1 szt0,60 zł mleko 100 ml0,30 zł mąka 100 gr0,20 zł bułka tarta 50 gr0,20 zł ryż 400 gr1,40 zł płatki kukurydziane 100 gr0,60 zł przyprawy1,00 zł SUMA:12,30 zł Dzień 9-10: Pizza. Ciasto: mąka 250 gr0,40 zł olej 2 łyżki0,20 zł drożdże 20 gr0,20 zł cukier, sól0,20 zł Dodatki: mozarella 125 gr2,50 zł papryka 1 zł pieczarki 300 gr3,00 zł salami 200 gr5,00 zł cebula 1 szt0,50 zł Sos: koncentrat pomidorowy 3 łyżki0,80 zł czosnek 1 ząbek0,20 zł olej 2 łyżki0,20 zł przyprawy0,20 zł SUMA15,40 zł Dzień 11-12: Naleśniki orientalne. Naleśniki: jaja 2 szt1,20 zł mleko 2 szklanki1,00 zł woda gazowana 0,5 zł mąka 1,5 zł sól, cukier, olej2,00 zł Farsz: brokuł3,00 zł warzywa chińskie mieszanka4,00 zł sos sojowy1,00 zł przyprawy1,00 zł SUMA:14,20 zł Dzień 13-14: Pstrąg z piekarnika z ziemniakami. pstrąg 600 gr15,00 zł ziemniaki 1 kg1,30 zł kapusta kiszona 250 gr1,30 zł czosnek 1 ząbek0,20 zł cytryna 1 szt0,50 zł koper0,50 zł masło 50 gr0,80 zł SUMA:19,60 zł W sumie w ciągu ostatnich 2 tygodni wydaliśmy 103,80 zł na 28 porcji obiadowych. 103,80 zł / 28 = 3,70 zł! Dla mnie samego było to spore zaskoczenie… przecież to kwota, którą z łatwością można wydać na jedno wyjście do restauracji, a tymczasem my przez 2 tygodnie jedliśmy smaczne obiady, które absolutnie nie były przygotowywane zgodnie z koncepcją “musi być jak najtaniej”. Powiem więcej: mimo tak niskich wydatków uważamy, że jemy wręcz nieprzyzwoicie dobrze i bogato! Być może to kwestia punktu widzenia, ale sam zobacz, że za tytułowe 5 złotych można przygotować wszystkie posiłki w ciągu dnia – i to równie zdrowo i pożywnie! No właśnie – skąd w tytule 5 zł, skoro skończyłem na 3,80 zł? Cóż… tytuł był pierwszy i byłem przekonany, że wyliczenia zamkną się w okolicach tytułowego piątaka. Zamiast zmieniać tytuł, mam inny pomysł: za dodatkowe 1,20 zł na osobę proponuję smaczny deser po każdym obiedzie – idealna będzie porcja świeżych owoców 🙂 Wiem, że jesteście wymagającymi czytelnikami, więc może od razu odpowiem na kilka kwestii, które zapewne pojawią się w komentarzach: – co z piciem? Jak to co – nie wiesz, nowa nazwa dla Don Perignon brzmi “woda”? Skoro litr pysznej, zimnej wody kosztuje 1 grosz, to nie widzę powodów, aby uwzględniać to w obliczeniach. Czasami mamy ochotę na coś innego, chociaż to tylko i wyłącznie nasz kaprys, który nie zdarza się zbyt często. – jecie jak wróbelki, prawdziwy facet potrzebuje kalorii!! Cóż mogę powiedzieć… nasze żołądki nie są rozciągnięte przez regularne spożywanie nadmiernych porcji jedzenia – to fakt. Ale chyba jeszcze większe znaczenie ma to, że wolimy zjeść 6 (a czasami i więcej) niewielkich posiłków w ciągu dnia, zamiast 3 dużych, po których jedyne, o czym się myśli, to słodka drzemka. – a co z gazem, prądem czy chociażby tłuszczem użytym do przyrządzania potraw? Jeśli chcesz być tak skrupulatny, dodaj kilkadziesiąt groszy do mojego wyniku, chociaż – jeśli dalej iść tym tokiem rozumowania, należałoby również wliczyć koszt płynu do naczyń czy amortyzację lodówki do przechowywania składników. – “niestety czas na przygotowanie obiadu jest dla mnie zbyt cenny, więc do podanego kosztu musiałbym doliczyć dobre kilkanaście złotych!” Po pierwsze, przygotowanie jednego dania raz na dwa dni nie jest aż tak absorbujące jak wyczarowanie codziennie innej, dwudaniowej uczty, która może szybko i skutecznie pozbawić radości z gotowania nawet największego entuzjastę. Po drugie, wspólne spożywanie domowych posiłków ma tak wiele pozafinansowych zalet, że nawet nie zaczynam o nic pisać, bo szybko bym nie skończył… co równie ważne, czas spędzony na oczekiwaniu na posiłek w restauracji jest często porównywalny z tym, jaki zajmuje samodzielne go sporządzenie. O warunkach higienicznych i nie tylko, w jakich przygotowywane są restauracyjne potrawy nie wspomnę – po doświadczeniach wyniesionych z mojej pierwszej prawdziwej pracy wiem swoje 🙂 Raz na jakiś czas na takie szaleństwo sobie również pozwalamy. Domowy fast food to jest to! Chyba nie muszę udowadniać, że coś takiego również nie kosztuje więcej, niż 5 zł za porcję? Na koniec odrobina matematyki 🙂 Podarujmy już te 1,20 zł różnicy pomiędzy powyższymi wyliczeniami a tytułowym piątakiem. Zakładając, że 2-osobowa rodzina (Mai na razie nie liczę – jedzenie kilkumiesięcznego dziecka to osobna historia, którą również chętnie opiszę w swoim czasie) może napełnić brzuchy obiadem za 5 zł / dzień / osobę, to ile wynoszą jej miesięczne oszczędności w porównaniu z tą samą rodziną jedzącą obiady w przerwie w pracy, w restauracji pracowniczej, gdzie można się najeść za 12 zł, lub gotującą modne posiłki kosztujące tyle samo, ale przyrządzane w domu? 2 x 5 zł x 30 dni = 300 zł 2 x 12 zł x 30 = 720 zł Różnica? Bagatela – 420 zł. MIESIĘCZNIE! I to przy założeniu, że nie chodzisz do normalnych restauracji, ale korzystasz z przystępnych cenowo lokali blisko Twojego miejsca pracy! Czy to przypadek, czy kwota ta z nawiązką wystarczy chociażby do aktywnej nauki inwestowania, którą od nowego roku prezentują Michał i Zbyszek? 400 zł wystarczy na inwestycje zarówno dla Ciebie, jak i dla Twojej drugiej połówki! Oczywiście możesz ją też wydać na jakikolwiek inny cel – a mając w kieszeni niemal zł oszczędności po pierwszym roku stosowania się do powyższych reguł, pole do popisu jest naprawdę spore. Jeśli natomiast uważasz, że przyjęte przeze mnie 720 zł miesięcznie na obiady dla 2-osobowej rodziny to zbyt dużo, wykonaj obliczenia na swoim przykładzie, a wynikiem podziel się w komentarzu! Pewien bloger słynący z transparentności 🙂 regularnie śledzi comiesięczne wydatki na żywność, a publikowane przez Niego dane mogą być dobrym punktem odniesienia dla tych, którym pieniądze dziwnym trafem przeciekają przez palce. Zachęcam również do lektury artykułu Krzyśka, który w ciekawy sposób napisał o tym, jak mądrze oszczędzać na jedzeniu. PS Niemal 4 lata po opublikowaniu powyższego wpisu,postanowiłem go odświeżyć i zaproponować zdrowsze, lżejsze i jeszcze tańsze propozycje na dania na ciepło. Zainteresowany? Zapraszam do lektury: klik. 2 miliony Polaków żyją poniżej granicy minimum egzystencji. Na jedzenie wydają grosze. Nasza reporterka sprawdziła, jak to Instytutu Pracy i Polityki Społecznej minimum egzystencji, czyli niezbędne, by przeżyć, wydatki na żywność, to 206 zł miesięcznie (6,60 zł dziennie). Emerytowi musi wystarczyć ok. 5,70 zł, czyli 177 zł miesięcznie. Oficjalne statystyki mówią jednak, że poniżej tego poziomu żyje 6,7 proc. Polaków. To jakieś 2 miliony ludzi. Wydają na jedzenie ok. 5 zł dziennie - 35 zł tygodniowo. Na taki zasiłek żywnościowy z pomocy społecznej mogą też liczyć osoby bez dochodów. Czy za taką kwotę rzeczywiście można przeżyć? I jak to zrobić? Uczestnicy ruchu Live Below the Line (Życie pod Kreską) próbują przeżyć za sumy poniżej minimum egzystencji, by w ten sposób zwrócić uwagę na problem ubóstwa na też postanawiam spróbować, jak to oszczędne zakupy robię w Biedronce. Do koszyka wkładam jajka (10 sztuk za 4,79 zł), paczkę kaszy gryczanej (2,99 zł, za cztery woreczki), pomidory - mam szczęście, bo to ostatni dzień promocji i zamiast 3 zł za kilo płacę tylko 1,49. Zastanawiam się, czy nie wziąć więcej, na zapas, ale to chyba bez sensu, bo się zepsują. Dorzucam herbatniki czy raczej herbatniczki (0,99 zł), na pewno będę miała ochotę na coś słodkiego, a to najtańsza opcja. Żeby urozmaicić jadłospis, decyduję się kupić kiełbasę żywiecką z indyka (2,99 zł).Wydałam 13,25 zł, więc do końca tygodnia zostało mi zaczynam od planowania. Z kartką i długopisem w ręce rozpisuję co, kiedy i ile mogę zjeść. Mąż od razu zaznacza, że o żadnych oszustwach, podjadaniu z jego talerza, nie ma mowy. Jak eksperyment to eksperyment. Ma być sprzeczka wybucha już przy śniadaniu. W chlebaku zostało pół bułki, mogę ją zjeść, ale limit kiełbasy to jeden plasterek. - Chcę dwa - awanturuję się, ale mąż jest Nie, bo ci nie starczy na cały tydzień i przekroczysz pracy biorę woreczek kaszy gryczanej i jajko. To będzie mój dzisiejszy "obfitym" śniadaniu w południe już zaczyna mi burczeć w brzuchu. Ale to za wcześnie, zjem teraz, będę głodna wieczorem. Poczekam ze dwie odwiedziny mamy. Przyniosła bułki, więc odpadł mi jeden z wydatków i zaoferowała, że zrobi wczorajszym doświadczeniem jem porządne śniadanie: omlet z jednego jajka, pomidor i kajzerka, w sumie ok. 85 groszy. Jak dla mnie, porcja w sam szczęście, że poprzedniego dnia mąż zrobił dla mnie zakupy: makaron (1,99 zł za 600 gramów, czyli całkiem niezła cena), twaróg (2,29 zł), tuńczyk (luksus za 3,79 zł) i koncentrat pomidorowy (1,49 zł). W sumie wydał 9,56 zł, do końca tygodnia zostało więc 12,19 zł). Przed wyjściem do pracy muszę zrobić sobie obiad. A nie cierpię gotować. Ale o jedzeniu na mieście nie ma nawet mowy. To, co wcześniej wydawałam na jeden posiłek, teraz musi mi starczyć na pół więc 100 gramów makaronu, dodaję odrobinę przecieru pomidorowego i tuńczyka. Biję się z myślami, czy wrzucić całą puszkę czy pół? Całą, czy pół? Całą, pół? W końcu zostawiam trochę tuńczyka na chodzę głodna. Ale też to, co jem, to nie dania kuchni Magdy Gessler. Raczej nie mogę sobie pozwolić na warzywa, owoce - latem są tanie, więc jeszcze pół biedy. Ale czym żywiłabym się w zimie? Nie stać mnie na słodycze, na sok. O mięsie też praktycznie mogę zapomnieć. Nie licząc czterech plasterków kiełbasy, które zjadam na kolację, do tego kajzerka i pomidor. Idę spać, zanim zdążę dzień jest do bani. Choć zaczął się nieźle. Na śniadanie bułka z twarogiem i tuńczykiem, który został z wczoraj. W pracy poczęstunek: batonik i gruszka. Ale później jest już tylko zamówiła gołąbki, które pachną na pół redakcji i które uwielbiam. W ogóle zaczyna mnie drażnić, jak ktoś przy mnie je. To nietakt, kiedy ja nie mogę. Okropne makaron z twarogiem, cały się posklejał i jest niezjadliwy. Tymczasem koleżanki krytykują moje zakupy: - Nie jesz mięsa? Bo sobie tego wszystkiego nie przemyślałaś. Trzeba chodzić po sklepach, śledzić promocje. Skrzydełka kupisz za 2 złote. Albo porcję rosołową za złotówkę. Dodasz makaron, marchewkę, cebulę i masz zupę na kilka mi się bułki, więc idę do sklepu. Najtańszych już nie ma, kupuję dwie po 0,39 zł. Do tego mleko (2,09 zł) i płatki, z tych najtańszych (2,29 zł). W sumie 5,16 zaszaleć. Jadę do Ikei, bo mam wielką ochotę zjeść coś "na mieście". Do końca tygodnia zostało mi 7,03 zł. Biorę więc zupę szefa kuchni za 1 zł (dziś brokułowa), kawę i herbatę mogę pić bez ograniczeń. Super!Zauważam, ile jedzenia ludzie marnują. Na talerzykach niedojedzone frytki, kuleczki wieprzowe i czekoladowe mufinki. Rozmyślam, ile osób mogłoby się tym jestem rzecz jasna na tyle zdesperowana, by dojadać z cudzych talerzy. Ale - jak twierdzi znany polityk - w Polsce nikt przecież nie głoduje, bo nikt nie je mirabelek i szczawiu z w redakcji na wieść o tym, że byłam w Ikei, nie kryje zgorszenia. - Biedni ludzie nie pojadą tak daleko i nie zapłacą 2,50 za bilet, żeby zjeść zupę za złotówkę - argumentuje. Wieczorem robię zakupy w osiedlowym sklepie. Niestety, skrzydełka z kurczaka już się skończyły. Skrawki z wędlin po 12,50 zł za kilo też już wyszły. Biorę ziemniaki (0,87 zł), kefir (0,79 zł) i trzy kajzerki (po 0,19 zł).Zostało mi 3,80 się rano, żeby ugotować ziemniaki. Obiad zapowiada się nieźle. Ziemniaki omaściłam masłem, dołożyłam trzy plasterki kiełbasy z indyka. Do tego jajko sadzone, pomidor i kefir. Super!Po południu idę do jadłodajni MOPS. Nie jest to najwytworniejsze miejsce, w jakim byłam, mówiąc łagodnie. Nie wiem, co zmusiłoby mnie, aby ustawić się tu w kolejce po obiad. Widać nie doświadczyłam jeszcze czy siak, żeby tu zjeść, trzeba mieć bloczek i odhaczyć się na liście. Za to menu wygląda iście królewsko. W poniedziałek np. była zupa pomidorowa z makaronem, zrazy w sosie, ziemniaki i surówka z kapusty pekińskiej. We wtorek grochówka i makaron z sosem bolońskim. I pomyśleć, że przez cały tydzień jadłam kaszę i makaron!- Tragedia tu jest, tragedia - narzeka jeden z bywalców. - Porcje jak dla dziecka. Dorosły mężczyzna, to nawet nie poczuje, że był na obiedzie. Ale zawsze można iść do kilku jadłodajni, ja tak robię. W Krakowie jest ich tyle, że człowiek tego nie się weekend i sąsiedzi mają najwidoczniej więcej czasu, bo wzięli się za gotowanie. Pachnie na klatce, zapachy wlatują przez okno. Chyba jakieś leczo. Hmmm... Zjadłabym leczo. I kebab. No ale nic z tego, bo zostało mi 3,80 zł. Na śniadanie zjadam kajzerkę maczaną w jajku i podpiekaną na patelni (nie była już zbyt świeża), z przecierem pomidorowym, do tego kubek herbaty. Mam jeszcze trochę zapasów: makaron, kaszę, jajko, pomidora i parę plasterków kiełbasy. Tylko że mam dość gotowania i postanawiam zaszaleć. Kupuję sobie fasolkę po bretońsku za 3,49 dzień. Zaoszczędziłam 0,31 zł! Ale gdybym doliczyła zapasy, które miałam w domu: olej, kawę, herbatę, masło - dawno przekroczyłabym budżet. Na śniadanie płatki z mlekiem. Obiad też zabezpieczony: są dwa ziemniaki i jajko - będzie jak znalazł na placki ziemniaczane. Na kolację ostatnia kajzerka i resztka kiełbasy z indyka. Zostało trochę kaszy i makaronu, ale nie mam ich z czym już koniec. Jestem zmęczona ciągłym planowaniem i sfrustrowana. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co jem, a teraz myślę o tym cały czas. Mam ochotę na coś smacznego, co sprawi mi przyjemność z jedzenia. Bez wyrzutów sumienia, czy nie zjadłam za dużo, czy starczy mi pieniędzy do końca mimo wszystko, mam cały czas komfort psychiczny. Wiem, że jeśli nie dopnę budżetu, najwyżej parę złotych dołożę. I że w moim przypadku to kwestia wyboru, a ten eksperyment niedługo się za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytajCodziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

jak przezyc za 5zl